Na dobry start i otwarcie bloga postanowiłem porozmawiać z Ziemowitem Ochapskim, autorem biografii Puyola ("Carles Puyol. Kapitan o sercu w kolorze Blaugrana") oraz Ronaldo ("Ronaldo. Fenomen z Brazylii").
Zapraszam do lektury!
Skąd wziął się pomysł na pisanie książek?
O
sporcie piszę w różnych mediach już od 2003 roku, ale pomysł na
napisanie książki zrodził się osiem lat później po lekturze pozycji "Rok
w raju" Andresa Iniesty, którą w Polsce wydało SQN. Wówczas rynek
sportowych biografii w naszym kraju dopiero raczkował, a mnie zamarzyło
się dołożenie cegiełki do jego rozwoju.
Czemu akurat Puyol i Ronaldo?
Nigdy
nie ukrywałem, że prywatnie jestem kibicem FC Barcelony. Carles Puyol
to dla mnie symbol i legenda tego klubu. Biografii napastników czy
pomocników na rynku jest multum, bo to ludzie z pierwszych stron gazet. Z
obrońcami zazwyczaj jest inaczej, a nierzadko to właśni oni są głównymi
filarami spektakularnych zespołów. "Tarzana" uważam też za jednego z
najlepszych defensorów i kapitanów w dziejach. Pragnąłem przeczytać o
nim książkę po polsku, ale żadnej nie było, więc sam ją sobie napisałem
(śmiech).
Ronaldo
to mój idol z dzieciństwa i piłkarz dzięki któremu zacząłem kibicować
Barcelonie. Na podwórku z lubością kopiowałem jego przeplatankę, chociaż
nigdy nie odważyłem się ogolić głowy na zero (śmiech). Podczas wakacji
we Włoszech w 1998 roku za połowę kieszonkowego kupiłem sobie koszulkę
reprezentacji Brazylii z jego nazwiskiem, a po przegranym z Francją
finale mundialu płakałem jak bóbr i pomyślałem: "Jejku, za cztery lata
to Ronaldo będzie miał już dwadzieścia sześć lat i będzie stary"
(śmiech). Pomysł na napisanie biografii Il Fenomeno podrzucił mi Przemek
Romański z SQN, a ja postanowiłem wcielić go w życie.
Biografia Puyola została wydana przez SQN, Ronaldo przez Amazon. Skąd ta zmiana wydawnictwa?
Wydawnictwu
SQN jestem bardzo wdzięczny za szansę, którą otrzymałem. Przy okazji
biografii Ronaldo nasze drogi się rozeszły, jednak nie chciałbym mówić o
powodach. Mogę jedynie zapewnić, że nie chodziło ani o pieniądze, ani o
to, że moja nowa książka okazała się słaba. Tzn. każdy ma prawo do
własnej oceny, ale w mojej opinii jest ona o wiele, wiele lepsza niż ta
o Puyolu, którą uważam za całkiem dobrą.
Z
tego co pamiętam to były problemy z wydaniem książki Ronaldo (chodzi o
cały projekt projekt na PolakPotrafi), ale ostatecznie się udało.
Projekt na PolakPotrafi.pl po prostu nie wypalił, ale rok ciężkiej pracy nie mógł pójść na marne.
Wielka w tym zasługa mojej narzeczonej Joanny, która jest profesjonalną
redaktorką i która poświęciła wiele godzin na doszlifowanie tekstu
książki.
Ja natomiast zadbałem o zdobycie praw do zdjęć, projekt okładki oraz
skład. Dziś wszechstronność na rynku pracy jest ceniona, a dla mnie
dziennikarstwo to jednak bardziej pasja. Z finalnego efektu jestem
bardzo, bardzo zadowolony.
Na swojej stronie ma Pan jeszcze wiele biografii znakomitych sportowców. Czemu nie ukazały się w wersji papierowej? Czy może są plany aby je wydać? I w ogóle czy są plany na wydanie kolejnych pozycji papierowych?
Moja
strona to swego rodzaju portfolio biografii, które w odcinkach
publikowałem dla portalu WP SportoweFakty. Te biografie nie ukazały się w
wersji papierowej, ponieważ... mam co do nich pewne plany. Na ten
moment planuję po kolei każdą z nich rozbudować i wydać poprzez Amazon
oraz w e-booku. Na pierwszy ogień pójdzie zapewne historia Ayrtona
Senny, która ma swojego e-booka, jednak chciałbym dodać do niej kilka
wątków i przenieść to wszystko na papier. Później będzie zapewne James
Hunt i któraś z gwiazd NBA.
Pisał
Pan o piłkarzach, żużlowcach, zawodnikach Formuły 1, koszykarzach,
skoczkach narciarskich... Skąd taka różnorodność? Skąd zamiłowanie do
tych wszystkich dyscyplin?
Sport
był obecny w moim życiu odkąd pamiętam i sam się sobie dziwię, że nie
zostałem zawodowym sportowcem (śmiech). W dzieciństwie wygrałem nawet
turniej w ping-ponga (śmiech).
Zamiłowanie do piłki wzięło się z podwórka, na którym w dni wolne rozgrywaliśmy mecze od
rana do wieczora, a jedyną przerwą była ta na obiad. To czasy Legii
Warszawa w 1/4 finału Ligi Mistrzów, Tomasza Zimocha krzyczącego do
mikrofonu "Panie Turek, kończ pan ten mecz!", asfaltowych boisk i
bramek z plecaków. W 1996 roku zobaczyłem gola Ronaldo przeciwko
Composteli i zrozumiałem, że futbol to jedna z najpiękniejszych
dyscyplin świata.
Jeśli
ktoś dorastał w latach dziewięćdziesiątych, to pamięta też zapewne, kim
był wtedy Michael Jordan i dlaczego w kosza grało się też niemal
codziennie pomiędzy kolejnymi partyjkami "gały". Na retransmisje spotkań
NBA w TVP czekało się z wywieszonym językiem. Dla nas były to popisy
zawodników z innej planety, a w obliczu tego wsad wykonany przez Jego
Powietrzną Wysokość w "Kosmicznym Meczu" wcale nie wydawał się taki
nierzeczywisty. Zresztą jeśli chodziłeś do jednej podstawówki z Łukaszem
Koszarkiem, to nie mogłeś nie grać w koszykówkę. W naszej budzie
niezaliczenie dwutaktu na "5" było wstydem (śmiech).
Jeśli
chodzi o żużel, to w 1995 roku ojciec zabrał mnie na mecz do
pobliskiego Gniezna i... wciągnęło mnie na amen. Moim idolem był czeski
zawodnik miejscowego Startu, Tony Kasper, a miłością do speedwaya
starałem się zarażać kolegów z podwórka. Starania te przyniosły średni
efekt, ale za to moje kolano do dziś pamięta wyścig po asfaltowym owalu
na terenie szkoły. Nigdy nie miałem okazji prowadzić prawdziwego
"stalowego rumaka", lecz wiem co to znaczy przypieprzyć kolanem w
krawężnik po upadku przy prędkości kilkudziesięciu km/h (śmiech).
W
przypadku skoków narciarskich winowajcą całego zamieszania wcale nie
jest Adam Małysz. Moim pierwszym idolem był Andreas Goldberger. Pamiętam
jego pierwszy triumf w Pucharze Świata w sezonie 1992/93 i stwierdzam,
że chłopak niewiele się zmienił na twarzy (śmiech). Uwielbiałem też
oglądać idola Orła z Wisły, czyli Jensa Weissfloga, a także Słoweńca
Primoża Peterkę. Skoki narciarskie oglądało się w moim domu "od
zawsze", a moi rodzice doskonale pamiętają zawodników z lat
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Mama uwielbiała Janne Ahonena, ale
potem nastąpił ten jego comeback (śmiech).
Dzisiejszej
Formuły 1 niestety nie jestem w stanie śledzić. Wielokrotnie
próbowałem, lecz dla mnie to są już zmagania cyborgów w statkach
kosmicznych. Wyścigi zostały wyprane z emocji i pierwiastka ludzkiego,
co sprawiało, że rywalizację Nikiego Laudy z Jamesem Huntem czy Ayrtona
Senny z Alainem Prostem oglądało się z wypiekami na twarzy. Ja tę
pierwszą znam jedynie z nagrań wideo, a tę drugą pamiętam jak przez
mgłę, ale dzięki temu z chęcią patrzyłem na rywalizację w F1 do czasów
Roberta Kubicy. Później jednak Polak miał fatalny w skutkach wypadek
podczas rajdu, a atrakcyjność obecnych wyścigów najbardziej prestiżowej
serii ostatnio znakomicie podsumował Niki Lauda.
Z którą z wydanych książek pracowało się Panu najlepiej?
Zdecydowanie
lepiej pracowało mi się przy biografii Ronaldo, ponieważ od początku do
końca miałem wszystko zaplanowane. Książka o Puyolu to była podróż w
nieznane i mnóstwo dopisków oraz poprawek już na etapie redakcji.
Jakieś ciekawe przygody związane z wydawaniem/pisaniem książek i szukaniem informacji o nich?
Przy
biografii Ronaldo miałem do opisania dość ważny mecz i trzy różne
źródła inaczej podawały minuty, w których padły gole. Po godzinie trudów
odnalazłem fragment spotkania na Youtube w jakości dalekiej od HD i
okazało się, że... wszystkie źródła się myliły (śmiech). Z jednej strony
to zabawne, a z drugiej to przestroga, żeby każdą informację
weryfikować w kilku źródłach, bo nawet te najbardziej niezawodne czasem
wprowadzają w błąd.
Przy
wydaniu biografii Puyola współpracowałeś z takimi wielkimi
dziennikarzami jak Luca Caioli i Graham Hunter, również autorami wielu
piłkarskich książek. Jak wspomina Pan tą współpracę?
W
sumie to ciężko nazwać to współpracą. Jakieś znane nazwisko zawsze
lepiej wygląda na okładce, więc wydawca zaproponował, że Graham Hunter
napisze wstęp, a Luca Caioli epilog. Ja nie miałem nic przeciwko, gdyż
książki tych autorów uważam za naprawdę dobrą robotę.
Szczególnie
ten drugi chyba cieszył się z wydania biografii Puyola. Pisząc we
wstępie, że to właściwy czas i przez to nazwał Pana "mądrym facetem".
Kto
wie, może się cieszył, a może wkurzył, że go ubiegłem (śmiech)? Mówiąc
jednak poważnie, to zawsze miło jest przeczytać taką opinię od takiego
fachowca. Swoją drogą też uważam, że biografia Puyola pojawiła się we
właściwym momencie.
Ma Pan jakiegoś ulubionego autora/autorkę? Ulubioną pozycję sportowo-literacką?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz