Wydawnictwo Arena przygotowało książkę o Roberto Baggio. Otrzymałem tę nowość dzięki współpracy z TaniaKsiążka, po czym mam możliwość napisania o niej paru słów.
Książka "Włoski bóg futbolu" liczy 200 stron, jednak przez spore litery i duże marginesy z pewnością dacie rade przeczytać ją w jedno dobre popołudnie.
Po pierwszym rozdziale zastanawiałem się po co było wtrącenie do całego kontekstu i opowiadania Christo Stoiczkowa. Do teraz tego nie wiem, sam jego tytuł brzmi "Bóg jest Bułgarem", a chodziło o bramkę dającą awans na Mundial w ostatnich sekundach przez... Kostadinowa (także nawet nie Stoiczkowa). Porównania do Baggio też nie było.
Po pierwszych kilkunastu stronach zastanawiałem się, czy to nie będzie laurka. Masa tekstów typu "boska natura", "włoski bóg" czy "jego boskości". Nawet jeśli pisano o kontuzjach znalazło się "włoski bóg na szpitalnym łóżku" albo "czy ktoś z góry nie mógł zejść i mu pomóc". Irytujące było także "Dajesz Baggio dajesz" po każdym akapicie opisującym Mundial w 1998 roku. Tragedia.
Po przeczytaniu 70 stron (a przecież jest to już prawie połowa książki), zorientowałem się że z książki nie dowiedziałem się nic szczególnego poza skandalem wywołanym transferem z Fiorentiny do Juventusu, zgranym duetem z Borgonovo i kopaniem piłki jako dziecko o mur.
Szczerze mówiąc, chyba więcej dowiedziałem się o włoskim futbolu niż samym piłkarzu. Nie było mi dane oglądać go w latach jego świetności, a książka nie pomogła mi nawet w najmniejszym stopniu w załataniu tej dziury.
Jak zaznacza autor jest to opowieść a nie biografia (choć w środku ma krótką metryczkę piłkarza) i ciężko się z tym nie zgodzić. Jednak została wydana tak, by "odpowiadało to oczekiwaniom autora i prośbom wydawcy". Może gdyby była powieścią dla kibiców, byłaby lepsza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz