Bohaterem siódmego już wywiadu specjalnie
dla mojego bloga jest Bartosz Rdułtowski. Może mniej znany autor dla fanów
futbolu, ale mający na swoim koncie wiele książek o tematyce wojskowej.
Trafiła do mnie jego najnowsza pozycja
"Wirtualny Spisek", która mówi o doświadczeniach autora związanych z
grą w FIFĘ. Miałem przyjemność zrecenzowania jej i opublikowania TUTAJ. Teraz
zaś zachęcam do przeczytania wywiadu o tej pozycji.
Maciej Szymański: Wpadł Pan na bardzo ciekawy pomysł z
napisaniem książki "Wirtualny spisek". Co Pana skłoniło do spisania
doświadczeń z gry na kartki?
Bartosz Rdułtowski: Gdyby moja książka miała być jedynie spisaniem na
papier wspomnień z gry, nigdy nie zabrałbym się za jej pisanie. Pomysł wydania
"Wirtualnego spisku" narodził się w momencie, gdy zdałem sobie
sprawę, że tryb online Fify, tzw. FUT (FIFA Ultimate Team), jest poddany
manipulacji. Że nie jest to w żadnym razie uczciwa e-sportowa rywalizacja.
Postanowiłem wówczas "powęszyć". Czas pokazał, że moje śledztwo
przyniosło wnioski, o jakich do tej pory nawet najwięksi znawcy fify nie mieli
pojęcia. Wnioski, które obnażają FUT, pokazując, czym w istocie jest. A nie
jest na pewno czymś, czym chciałbym, aby zajmowało się moje nastoletnie
dziecko. A już na pewno, by bez mojej wiedzy wydało na grę swoje pieniądze, co
w przypadku gry Fifa jest jak najbardziej możliwe!
M.S.: Na grze w FIFĘ spędził Pan setki godzin, setki rozegranych meczów.
Nie żal teraz straconego czasu?
B.R.: Byłoby mi żal, gdyby był to
czas stracony, gdyby to była zabawa. Zabawa skończyła się jednak bardzo szybko.
Potem była już tylko metodyczna analiza. Dzięki niej powstała książka, która
wyjaśnia, jak sądzę, czym jest FUT, jak bardzo może być niebezpieczny. Mam
nadzieję, że dzięki książce "Wirtualny spisek" tysiące graczy w
Polsce i setki tysięcy na świecie, zrozumie, że zostali zmanipulowani w ściśle
określonym celu. Wie Pan, że najnowsze szacunki mówią o blisko 2 milionach osób
uzależnionych w Polsce od gier? Mam nadzieję, że moja książka przyczyni się do
głośnej publicznej dyskusji na ten temat. Oczywiście mam świadomość, że
niektóre środowiska będą takową dyskusję blokować i deprecjonować moją książkę.
Kiedyś podobnie było z nałogiem nikotynowym. Wszyscy wiedzieli, że palenie
powoduje raka i choroby serca, a mimo to zamiast ostrzeżeń, wszędzie wisiały
reklamy promujące papieroski. Moim zdaniem, obecnie na podobnym etapie jest
zjawisko uzależnienia od gier. Nie wspomnę już o tym, że w Fifie mamy do
czynienia z czymś, co śmiało może kojarzyć się z hazardem i wydawaniem
prawdziwej gotówki. To jest problem, którym naprawdę powinien
się ktoś zainteresować. Szkoda, aby polska młodzież tak się marnowała.
M.S.: W Fifie 16 były oszustwa i manipulacje, ale kupił Pan Fife 17. W
niej była powtórka tego wszystkiego. Mimo to Fifę 18 też Pan kupił. Motywowało
to do dalszego śledztwa?
B.R.: Fife 18 kupiłem już tylko i
wyłącznie w celu dokończenia śledztwa. I całe szczęście, że to zrobiłem.
Okazało się bowiem, że właśnie w Osiemnastce twórcy gry spuścili gardę, ukazując
nowe mechanizmy, pozwalające na manipulowanie rozgrywką. Prawda jest smutna.
Gra przy nawet dużej różnicy poziomu zawodników może wykreować dowolny wynik.
Oczywiście w granicach rozsądku. Granie w Osiemnastkę pozwoliło mi też na wiele
zagadnień spojrzeć globalnie, dzięki czemu mogłem pojąć aspekty gry, o jakich
wcześniej zupełnie nie miałem pojęcia, a będące kluczowymi dla zrozumienia czym
jest FUT i jakie niesie w sobie zagrożenie dla gracza. A przecież graczami w
dużej części są nastolatki.
M.S.: Pisał Pan także o kwestii uzależnienia. Czy w jakiś sposób Pan
również uzależnił się od gry?
B.R.: Nie nazwał bym tego
uzależnieniem. Ja tą grą i jej twórcami zwyczajnie gardzę. W moim światopoglądzie tylko karzeł moralny i etyczny może oddać
w ręce graczy taki produkt, jakim jest Fifa 18.
M.S.: Pana drużyna znalazła się w setce najbogatszych w FUT. To chyba
niezłe wyróżnienie i zaszczyt za mozolne budowanie składu i setki godzin gry?
B.R.: Akurat fakt, że na pewnym etapie gry znalazłem się wśród 100
najbogatszych klubów w Fifie 18 na
PlayStation 4 nie był moim celem. Po prawdzie, gdyby nie znajomy, który pewnego
dnia poinformował mnie o tym fakcie, zapewne nawet bym o tym nie wiedział. To
był już bowiem ten etap mojego rendezvous z fifą, gdy traktowałem ją tak, jak
lekarz traktuje laboratoryjnego szczura. Zależało mi już tylko na poznaniu
możliwie wszystkich sekretów manipulacji graczami.
M.S.: Czy kupi Pan FIFĘ 2019?
B.R.: Nie. Nie gram już w Fife.
Ta gra nie zasługuje na poświęcanie jej czasu. FUT nie powstał po to, by dawać
graczom radość z gry, tylko by przynosić zysk. O ile kończąc książkę, byłem do
rozgrywania meczów niejako zmuszony, o tyle obecnie
mogę śmiało poświęcać swój wolny czas wielu ciekawszym zajęciom, co zresztą czynię.
M.S.: Ma Pan może w planach kolejną książkę z tematyki piłkarskiej?
B.R.: Nie wykluczone...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz