piątek, 11 czerwca 2021

Wywiady: Barbara Bardadyn dla SportBooks.pl !

Czas na kolejny wywiad, które w miarę systematycznie staram się publikować. Tym razem przedstawię Wam pracę osoby, która nie jest sportowcem, ani autorem książki, ale bez której książka na pewno by się w Polsce nie ukazała.

Porozmawiałem z Barbarą Bardadyn, która od dziesięciu lat tłumaczy nie tylko piłkarskie książki, ale też prozę i pozycje dla dzieci i młodzieży. 

Jak wygląda praca tłumacza? Zapraszam do lektury!

Jak zaczęła się Pani praca w roli tłumacza?

Po części zdecydował przypadek. Zaczęło się od tego, że przywoziłam z Hiszpanii sporo książek sportowych – to było około 2008 roku. W Polsce rynek literatury sportowej wtedy właściwie nie istniał, a w hiszpańskich księgarniach takich książek było pełno. Pomyślałam, że warto byłoby wydać u nas parę rzeczy. Wysłałam kilka propozycji do polskich wydawnictw, ale żadne mi nie odpowiedziało, więc dałam sobie spokój. Aż w 2010 roku ukazała się książka „Rok w raju” Andrésa Iniesty, którą wydało SQN. Od razu do nich napisałam, wysłałam kilka propozycji książek, które uznałam za ciekawe i niemal od razu odpowiedział mi Przemek Romański, jeden z założycieli wydawnictwa, i zaproponował przetłumaczenie autobiografii Xaviego „Barça moim życiem”. A potem pojawiły się kolejne.

Czy był jakiś stres przed rozpoczęciem tłumaczenia pierwszej książki?

Stres – nie. Raczej ekscytacja. Pamiętam, że książka Xaviego tak mnie wciągnęła, że tłumaczyłam nawet do drugiej–trzeciej nad ranem. Traktowałam to jako przygodę, tym bardziej że na co dzień pisałam w „Przeglądzie Sportowym”, więc tłumaczyłam niejako „po godzinach”.


Przetłumaczyła Pani 45 książek. To chyba nieźle?

Nie wiem. Tłumaczę od dziesięciu lat, bywało, że tłumaczyłam po sześć–siedem książek rocznie, czasem tylko dwie. Ostatnio „robię” jedną po drugiej. W tej chwili kilka tytułów czeka na premierę, dwa inne przekłady są już gotowe i za kilka dni wysyłam je do wydawców.


Chyba większość z nich jest sportowych?

Zdecydowanie tak, chociaż od kilku lat tłumaczę też prozę oraz książki dla dzieci i młodzieży.


Przy której pracowało się najlepiej?

W przypadku książek sportowych przy większości pracowało mi się bardzo dobrze, nie mogę wyróżnić jednej. Łatwiej byłoby wskazać te, przy których wściekałam się na autora za liczne błędy, które trzeba było poprawiać, albo okazywało się, że oryginał nie jest porządnie zredagowany, a wtedy tłumaczenie się ślimaczy. Ale to były pojedyncze przypadki.


Czy każdą z nich Pani ma?

Nie mam tylko dwóch książeczek o Messim i CR7 dla dzieci oraz albumu o Barcelonie, który gdzieś mi się zawieruszył.


Czy jest to monotonna praca?

W żadnym razie! Każda książka jest swego rodzaju przygodą, nowym literackim światem, w który się wchodzi i żyje w nim przez wiele tygodni. Poza tym przy każdej książce można się czegoś nauczyć. Ja w ogóle nie traktuję tłumaczenia jako typowej pracy, bo to jest moja pasja. Kiedy akurat nie tłumaczę, szukam kolejnych ciekawych tytułów, którymi można by zainteresować polskiego wydawcę.


Co jest najtrudniejsze w tłumaczeniu książki?

Dla mnie prawdziwym utrapieniem są wszelkie rymy, gry słowne itp. W tym roku tłumaczyłam książkę złożoną z tekstów napisanych w różnych konwencjach, gdzie musiałam się zmierzyć m.in. z poezją, kolumbijskim slangiem czy z tekstem rapowym – trzeba się było przy tym trochę nagimnastykować, ale myślę, że nie wyszło źle.


Jak wygląda proces tłumaczenia książki "od kuchni"?

Wydaje mi się, że nie ma w tym nic szczególnie ekscytującego: kopiuję do worda określoną liczbę stron, które planuję przełożyć danego dnia i jeśli nie czytałam wcześniej całej książki, to czytam kilka akapitów i zaczynam tłumaczyć. Z zasady nie ufam autorom, więc po drodze sprawdzam różne informacje, w przypadku książek piłkarskich są to wyniki meczów, daty, nazwiska, nazwy własne. Czasem oglądam na YouTubie konkretne akcje albo większe fragmenty meczów – tak było na przykład w przypadku książki o Milanie Arrigo Sacchiego czy o Maradonie Julio Ferrera. Kolejnego dnia rano sczytuję to, co przetłumaczyłam dnia poprzedniego i robię kolejną partię. Po zakończeniu tłumaczenia czytam cały tekst. Jeśli mam zapas czasu, to odkładam przekład na dwa tygodnie i potem czytam jeszcze raz – wtedy zazwyczaj wyłapuję jeszcze jakieś nieścisłości, literówki itp.


Jakaś anegdota z pracy nad którąś książką?

Nie przypominam sobie żadnej typowej anegdoty, może poza tym, że książkę o Ronaldinho Luki Caiolego tłumaczyłam w szpitalu; byłam w pojedynczej sali, więc nikt mi nie przeszkadzał :) Zdarza się, że śnią mi się bohaterowie tłumaczonych książek. Na przykład podczas pracy nad autobiografią Fernando Alonso śniło się mi się, że kupuję bolid, innym razem Alonso był moim chłopakiem i strasznie się kłóciliśmy ;) Kiedy przekładałam książkę o Milanie, śnili mi się van Basten i Gullit, których spotkałam w amsterdamskiej kawiarni, a w czasie tłumaczenia książki „Diego. Bóg futbolu” Maradona śnił mi się wiele razy, ale nie na boisku – to były zupełnie absurdalne sytuacje.


Jaka była najtrudniejsza zagwozdka/fraza do przetłumaczenia?

Jak na razie miałam tylko jeden poważny kłopot, a mianowicie przy książce Arrigo Sacchiego o Milanie. Otóż trener często wspomina w niej o różnych elementach taktycznych i miałam niemały problem ze znalezieniem polskich odpowiedników. I tu bardzo pomogli mi Dominik Guziak i Piotr Dumanowski oraz trener Robert Podoliński. Chciałam uniknąć sytuacji, w której książkę czytałby jakiś trener i zrobiłby wielkie oczy, gdybym użyła niewłaściwego, albo co gorsza nieistniejącego w słowniku szkoleniowym wyrażenia. Chodziło m.in. o takie elementy jak zmiana krzyżowa czy „jeden bliżej, drugi dalej”.


Jak wygląda życie tłumacza? Czy to praca na pełen etat czy pasja w międzyczasie?

Przez wiele lat tłumaczyłam, pracując jednocześnie w „Przeglądzie Sportowym”, więc to było moje dodatkowe zajęcie, natomiast od ponad dwóch lat zajmuję się tylko przekładem. No i jak już wspomniałam, nie traktuję tego jako typowej pracy. Po prostu robię to, co lubię.


Ile czasu dziennie poświęca Pani na pracę nad tłumaczeniem?

Ponieważ jest to moje jedynie zajęcie, pracuję w zasadzie od rana do wieczora, oczywiście z przerwami. Zwykle planuję sobie pracę na dany dzień: na przykład muszę przetłumaczyć określoną liczbę stron albo rozdziałów – zdarza się (choć rzadko), że zaczynam o szóstej i o trzeciej po południu mam już „wyrobioną normę” na dany dzień. Ale praca tak naprawdę nie kończy się w momencie odejścia od biurka, bo nieświadomie cały czas myślę o przekładanym tekście. Na przykład często zdarza się tak, że kiedy wieczorem czytam książkę zupełnie niezwiązaną z tematyką tej akurat tłumaczonej, nagle trafiam na słowo, które było mi potrzebne. Albo budzę się rano i wiem, że muszę ująć coś inaczej albo podmienić jakieś słowo, bo to nowe, które właśnie wpadło mi do głowy będzie pasować lepiej.


Jak dużo czasu zajmuje przetłumaczenie jednej książki?

To zależy oczywiście od liczby stron i stopnia trudności tekstu. Książkę wspomnianego Arrigo Sacchiego przetłumaczyłem w niecały miesiąc (300 stron), ale na pracę nad „Niemożliwe nie istnieje” Kiliana Jorneta potrzebowałam prawie dwóch miesięcy (przy podobnej liczbie stron). Czasem bywa tak, że tekst po prostu płynie, a czasem trzeba się nad czymś dłużej zastanowić, posprawdzać różne rzeczy, poczytać o czymś.


Często już jako jedna z pierwszych wie Pani czy dana książka będzie dobra i czy się przyjmie. To chyba miłe uczucie.

Zdarza mi najpierw recenzować dla wydawcy książki, które później tłumaczę, więc to muszą być dobre rzeczy :) Ale z odbiorem bywa różnie. Na przykład bardzo spodobała mi się książka Jordiego Puntíego o Messim (polski tytuł: „Messi G.O.A.T.”), a okazało się, że opinie o niej były skrajne: albo bardzo pozytywne, albo dość negatywne (że to laurka, że autor tylko wychwala Messiego – a właśnie o to chodziło, bo Puntí pisze z pozycji kibica i jest to swego rodzaju literacki hołd dla Argentyńczyka). W zeszłym roku zaproponowałam wydawcy książkę, która zachwyciła mnie od pierwszych stron i ostatecznie prawa do niej zostały kupione, jest już przetłumaczona i jestem bardzo ciekawa, jak zostanie przyjęta, bo to nie jest typowa książka piłkarska.


Nie pojawia się u Pani czasem chęć jakiejś zmiany treści?

Nie, tłumacz nie może robić takich rzeczy. Ale jeśli na przykład w tekście jest jakaś nieścisłość albo błąd znacznie poważniejszy niż nieprawidłowy wynik czy nazwisko, wtedy kontaktuję się z autorem i poprawiam po konsultacji z nim, ewentualnie robię przypis, że autor się pomylił i powinno być tak i tak.


Czy wszystkie proponowane książki Pani "bierze" czy zdarza się odmówić?

Dotąd brałam wszystko, ale gdybym teraz dostała nową propozycję, to prawdopodobnie musiałabym odmówić, bo do końca września mam co robić. Chyba że na oddanie przekładu miałabym czas do końca roku.


Ma Pani ulubionego autora? Książkę sportową?

Z tłumaczonych przeze mnie autorów lubię Kiliana Jorneta, podoba mi się jego styl pisania i ogólnie postawa życiowa. A jeśli chodzi o ulubioną książkę to chyba „Futebol” Alexa Bellosa w przekładzie Macieja Nałęcza i wszystkie „Kopalnie”.


ZOBACZ TAKŻE INNE WYWIADY PRZEZE MNIE PRZEPROWADZONE! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz