Wojciech Maroszek ogłosił wydanie autobiografii podczas turnieju Siatkarskiej Ligi Narodów w bańce w Rimini. Jak wspomniał, kilka osób miało przyjemność przeczytania tekstów jeszcze przed drukiem. Ja również byłem w tym gronie i mam nadzieję, że ciepłe zdanie na jej temat utwierdziło sędziego, że książka warta była napisania.
Podobnie jak w innych sportach, w tym w piłce nożnej, żeby być dobrym trenerem czy sędzią, nie trzeba być dobrym piłkarzem. Pan Wojciech jest przykładem na to, że nawet nie grając profesjonalnie w klubie sportowym (jedynie w szkolnych zawodach) można zostać bardzo dobrym arbitrem.
Lektura dzieli się na trzy części. Pierwsza bardzo fajna, w której znajdziemy między innymi opisy jak było na imprezach w Rosji, Turcji, Japonii czy Szwajcarii. Poznamy ich kulturę, życie i najważniejsze zabytki.
Cześć druga to wspomniany turniej w Rimini. Również ciekawy, bo z tego co wiem nie wpuszczano tam dziennikarzy, zatem autor jest ciekawym źródłem wiedzy o kulisach z tej imprezy.
Ostatnia część to Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Rozdział pisany na miejscu, w hotelowym pokoju. Znajdziemy w nim nie tylko opisy meczów, ale także całej organizacji zawodów, w tym przecież ograniczeń sanitarnych jakie zostały nakładane uczestnikom. Ponadto wiele ciekawostek na temat, pokoju, przemieszczania się, lotu, który trwał dziesięć godzin czy sześciogodzinnych procedur na lotnisku.
W książce znajdziemy także wiele kolorowych ciekawych zdjęć. Większość pochodzi z prywatnego archiwum arbitra, co czyni je unikatowymi. Niektóre fotki nie miały odpowiedniej jakości, aby je wydrukować, zatem będziemy mogli je zobaczyć skanując specjalne kody QR.
Ponadto znajdziemy także ciekawe wzmianki o przepisach w grze i ich interpretacji.
Niedaleko miejsca zamieszkania autora znajduje się Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wielu oficjeli i gości przyjeżdżających na turnieje do Polski chce te miejsce zobaczyć/przeżyć. Miejsce straszne, tragiczne, o którym nie trzeba wspominać. Jednak o pewnej sytuacji trzeba. Miejsce to chciał odwiedzić sędzia Tom Blue, ale odwodził go od tego inny członek komisji sędziowskiej (Niemiec, a jakże! 70 lat około) Alexander Muhle, który stwierdził, że "to bzdury i szkoda czasu". Pan Wojciech pisał, że myślał, że coś go strzeli. Ostrzej w książce pewnie napisać nie mógł. Ja osobiście chyba jednak coś bym mu zrobił, czym pewnie straciłbym możliwość bycia międzynarodowym arbitrem lub pewnie kimkolwiek w siatkówce.
Książka bardzo ciekawa i zdecydowanie godna polecenia każdemu fanowi siatkówki. Odważna i bardzo trafna decyzja o jej napisaniu. Chciałbym, aby jednak więcej było autobiografii niż biografii spisanych przez dziennikarzy.
Opisaną pozycję możecie nabyć TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz